Słabość do Francji mam... od zawsze. I wprawdzie moje serce już lata temu wybrało Paryż, byłabym skończonym osłem, gdybym nie cieszyła się z wizyty na Lazurowym Wybrzeżu, zwłaszcza w październiku, kiedy w Polsce pogoda pozostawia już niestety wiele do życzenia. Z radością wyciągnęłam więc z szafy kostium kąpielowy, ręcznik plażowy, japonki i dwie pary balerinek. Taka właśnie będzie przez najbliższy tydzień MOJA JESIEŃ! A do tego: obowiązkowa pizza w Vesuvio, zachód słońca na La Croisette i wizyta we FNACu ;-) Marzenie!