Pobudka o 3.30, szybkie pakowanie, pożegnanie na recepcji (a w zasadzie "do zobaczenia następnym razem!") i taksówka na lotnisko. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak ten czas szybko zleciał!
Na lotnisku małe zamieszanie… dziki tłum, trzy kolejki, a informacji brak. W końcu udało nam się odnaleźć nasze okienka do odprawy. W ostatniej chwili zorientowałyśmy się, że aby w ogóle móc zostawić bagaż, trzeba pobrać bilet ze specjalnego automatu Lufthansy (mimo, że leciałyśmy LOTem). Na szczęście menu było po angielsku, a instrukcja pisana jak dla małpy, więc szybciutko wydrukowałyśmy nasze bilety (mogłyśmy nawet wybrać miejsca w samolocie!) i ustawiłyśmy się z powrotem w kolejce do oddania bagażu.
A potem już tylko włóczęga po lotnisku (odnalezienie się na CDG1 graniczy z cudem), boarding i lot do Polski.
Ja chcę jeszcze raz!!!
ps. Serdeczne podziękowania dla moich kompanek podróży. Bez Was ten wyjazd nie byłby taki sam! :-*