Pobudka (znowu) o świcie i wyjazd z hotelu... jeszcze wczoraj dostaliśmy ostrzeżenie, że bez filtra UV50 mamy się rano nie pokazywać w autokarze, ponieważ zwiedzanie starożytnego Volubilis przypadnie nam dokładnie w południe. Grzecznie zatem, przygotowane na najgorsze (a więc wysmarowane od stóp do głów) dołączyłyśmy do naszej radosnej grupy emeryckiej. Po krętej, dość długiej drodze (w sumie jak dla kogo, Ania spała w najlepsze), dotarliśmy na miejsce. Upał niemiłosierny. Zero chmur. Ale to nic. Miejsce CUDNE! Starożytne miasteczko położone na łagodnych stokach doliny Wadi Kroumane i otoczone pszenicznymi polami. Uczta dla oczu!
Z uroczym przewodnikiem zobaczyliśmy m.in.: Łuk Triumfalny cesarza Karakali, bazylikę, Świątynię Trzech Bogów, termy, dom Orfeusza, domy patrycjuszy z dobrze zachowanymi mozaikami i oczywiście... wielkiego, kamiennego penisa, przy którym (a jakże) należało się sfotografować (ponoć to przynosi szczęście w miłości... pożyjemy, zobaczymy!). :-)
Zwiedzanie trwało ok. 2 godziny. Wsiadając do autokaru zauważyć się dało piękną, świeżą opaleniznę u naszych niektórych towarzyszy podróży (którzy, jak się okazało, nie posmarowali się takimi blokami jak my)... a my wciąż jak te białe posągi :/
Następny przystanek: Meknes!