CAŁY dzień w autokarze. Ale podróż miała swoje plusy. Poznaliśmy uroczą małpkę Lindę, zobaczyliśmy góralskie (!!!) domy, sztuczne zbiorniki wody, największe jezioro...
W końcu późnym popołudniem dojechaliśmy do Beni Melal, które jest niczym innym, jak wiochą zabitą dechami, a w zasadzie jednym hotelem na środku pustyni. Gorąco jak skurczybyk. Pierwszą czynnością po wyjściu z klimatyzowanego autokaru było wskoczenie w kostium, a następnie do basenu. Tak właśnie spędziłyśmy czas do wieczora: nad basenem, z gazetką, książką i odtwarzaczem mp3 :-)