"Paryż jest pięknym, zaszczanym miastem pełnym okularników i szalonych motorynek." M. S.
Dzień rozpoczęłyśmy od zwiedzenia dzielnicy Montmartre. Pod Sacre Coeur trudno znaleźć choćby centymetr kwadratowy przestrzeni wolnej od turystów, dlatego dość szybko przemieściłyśmy się "na tyły". Przy Rue Norvins nadal pewien mężczyzna "wychodzi ze ściany" :) Tym razem jednak wygłupy i robienie pamiątkowych zdjęć jest nieco krępujące, ponieważ tuż obok "wprowadził się" jakiś kloszard. Desolee :/
Dalej udałyśmy się spacerem przez Rue Lepic do Moulin Rouge i w dół Rue Blanche.
Na Montmartre opłaca się kupić paryski, pamiątkowy kalendarz. Podczas gdy w innych miejscach kosztuje on 5-6 €, tutaj można za niego zapłacić niemal o połowę mniej.
Wzgórze jest również dobrym miejscem na testowanie lokalnego jedzenia. Rue Tholoze wypełniona jest po brzegi ulicznymi sklepikami z owocami morza, serami i warzywami.
W miejscu, w którym schodzi się się Rue Blanche i Rue de Clichy, znajduje się śliczny, całkiem spory kościół Ste Trinite. Bardzo fotogeniczny :)
Kolejnyn punktem na mapie była Galerie Lafayette. Niestety naszym celem nie były zakupy (ceny, mimo SOLDES zaczynały się od ok. 500€ za żakiet), a jedynie zdjęcia tego urokliwego miejsca.
Przewodnikiem dalszej podróży stały się nasze puste żołądki, które przypomniały sobie, że nie jadły nic od śniadania. Niestety to samo centrum miasta, w dodatku dość ekskluzywna dzielnica, więc dużo łatwiej było znaleźć kolejne sklepy Cartiera niż zwykłą Boulangerie.
... -> Opera -> Rue de la Paix -> Pl. Vendome -> Olympia -> Madeleine -> Pl. de la Concorde -> ...
Dopiero na wysokości wejścia (od strony piramidy) do Ogrodów Tuleries, znalazłyśmy mały barek a la fast food. Z kawałkami pizzy w łapach przysiadłyśmy w ogrodzie, gdzie spędziłyśmy kolejne pół godziny, wgapiając się bezmyślnie w małe łódeczki, pływające w jednej z fontann.
Naszą "dzienną" rundkę zakończyłyśmy we FNAC na Avenue Champs-Elysee :)
Rekordzistką zakupową dnia bez dwóch zdań została Kasia.
Po kilkugodzinnej siescie w naszym hoteliku przy Rue de Malte, wybrałyśmy się na deser do mojej ulubionej Cafe Nectarine przy Pl. des Vosges. Uroczemu panu, który obsługiwał nasz stolik, pokazałam zdjęcie naszej ekipy sprzed dwóch lat: to samo miejsce, stolik i krzesła. Nic się nie zmieniło!!! I desery wciąż pycha! (Creme Brulee za 6,5€ :-))
Kiedy wreszcie się ściemniło, ruszyłyśmy na Tour Montparnasse. To był strzał w dziesiątkę! Żadnej kolejki, na tarasie najwyżej kilkadziesiąt osób, a widok... OSZAŁAMIAJĄCY! Zdecydowanie wolę oglądać panoramę Paryża z tego miejsca, ponieważ... jest widok na wieżę ;-)
Ochroniarze z trudem wygonili nas o 23.30. W zasadzie, gdyby to tylko było możliwe, pewnie spędziłybyśmy tam całą noc!