Kolejny poranek na plaży, tym razem już z plecakami. Morze dużo spokojniejsze niż wczoraj, więc fura ludzi siedzi w wodzie. My łapiemy ostatnie tutejsze promienie słońca... za chwilę ruszamy wgłąb Korsyki, do Corte, miasta, które miejscowi uważają za stolicę SWOJEGO PAŃSTWA :-)
***
Droga do Corte przebiegła spokojnie i bez niespodzianek, chociaż drogi, o ile to w ogóle możliwe, były jeszcze bardziej kręte niż te, którymi jechałyśmy przedwczoraj.
Miasteczko położone jest między górami. Jego stara część znajduje się na wzgórzu, więc aby się tam dostać, trzeba (tak jak w Bonifacio) pokonać dziesiątki kamiennych schodków.
Polecam to miejsce wszystkim miłośnikom gór. Niedaleko znajduje się Monte Cinto (2706 m. n.p.m.), najwyższy szczyt na wyspie oraz szlak GR20, uznawany za jeden z najtrudniejszych w Europie.
Ciekawostką w miasteczku jest niewielki plac, przy którym znajduje się kościół, a dosłownie w jego bramie, mała (ale dość głośna) knajpa Trzeba przyznać, że to widok dość niecodzienny :-)
Uliczki Corte bardzo przypominają te w Bonifacio, chociaż mam wrażenie, że więcej tu placyków. No i są fontanny :-) Aaaa! I mają tu jedyne (chyba) na wyspie KINO!
Wieczór upłynął nam na poprawianiu regulaminu na kempingu w polskiej wersji językowej. Właściciele użyli translatora Google... nie muszę chyba zatem opisywać efektów. :-) Żeby zrozumieć sens niektórych punktów, musiałyśmy poprosić o angielską i francuską kopię. W każdym bądź razie zabawa była przednia ;-)))