Pobudka o 3.30 wyjazd o 4. Wszystko po to, by po przejechaniu ok. 40 km (co zajmuje tu nie mniej niż 2,5 godziny) i przejściu kolejnych pięciu, dokładnie o 8 rano znaleźć się na końcu świata... a dokładniej... na Końcu Świata. "The World's End" to urwisko o wysokości 870 metrów, a ponieważ to Sri Lanka, a nie Europa (czy inna Ameryka), o barierkach ochronnych na górze można tylko pomarzyć... za to jaki widok!!! Ale po kolei...
Na miejsce, czyli do parku narodowego, dotarłyśmy bladym świtem, ok. wpół do siódmej. Temperatura na pewno nie przekraczała dziesięciu stopni, w dodatku lało, a widoczność prawie całkowicie ograniczała gęsta mgła. Od kierowcy, na zachętę, usłyszałyśmy historyjkę o pewnym Niemcu, który nie dalej jak dwa dni temu, chcąc zrobić zdjęcie życia... spadł... i nie przeżył. Potem jeszcze padło hasło: bywają tu także leopardy. Zachęcone w ten szczególny sposób, nieprzytomne z niewyspania i nie do końca przekonane o słuszności tej wyprawy, narzuciłyśmy bluzy, polary, a przede wszystkim peleryny i ruszyłyśmy przed siebie.
Po ponad godzinnym marszu niebo zaczęło się przejaśniać, wiatr ustał, przestało padać... a naszym oczom ukazał się widok jak z bajki: pobliskie wioski, piękne góry, jeziora, rzeka... Suchą porą, kiedy widoczność jest lepsza, widać podobno wybrzeże. Po krótkiej sesji foto, ze zdecydowanie poprawionymi nastrojami, wróciłyśmy (kolejne 5 km trekkingu) do naszego busa.
W drodze powrotnej nasz "drajwer" zabrał nas do pobliskiej fabryki herbaty. Ubrane w gustowne fartuszki i czepki, ruszyłyśmy po WIEDZĘ :-)
Herbata "w formie krzaka" jest tylko jedna. To, czy potem będzie ona czarna, zielona, żółta czy biała, zależy od jej sposobu przygotowania. Najcenniejsze są najmłodsze listki (herbata czarna i zielona). Aby przytogować czarną herbatę należy zebrane liście najpierw przesuszyć (ok. 12h na specjalnych blatach z dmuchawami ciepłego powietrza), potem zmiażdżyć / przetrzeć (do tego służą specjalne leje z tarczami, obsługiwane ręcznie), sfermentować, opalić w wysokiej temperaturze i na końcu posortować względem wielkości. Z zieloną herbatą jest dużo prościej. Liście wystarczy jedynie wysuszyć, posiekać i opalić... bez procesu miażdżenia i fermentacji.
Białe i źółte herbaty przygotowuje się z pączków. Fabryki herbat przeważnie przystosowane są do produkcji jednego typu herbaty.
Proces przygotowania czarnej herbaty (od przywiezienia świeżych liści do pakowania) trwa dwa dni. Fabryka, którą odwiedziłyśmy produkuje ok 20 tys. kg co dwie doby.
Popołudnie było wyjątkowo leniwe. Obiad w mieście, ayurwedyjski masaż i powrót do hotelu.
Ze względu na katastrofalny stan transportu publicznego, do kolejnego miejsca pobytu, zdrcydowałyśmy się jechać prywatnym busem.
Następny przystanek: Unawatuna!